czwartek, 10 kwietnia 2014

We Khan do it!

We Khan do it!
Pomimo upływu miesięcy, echa wyprawy "Pik Lenin 2013" jeszcze się odzywają. Ktoś potrzebuje informacji a propos sprzętu, inny pyta o warunki wejścia na szczyt, kolejny chciałby wiedzieć coś o Kirgistanie. Od jednego ze znajomych dowiedziałem się, że na podstawie naszego bloga Pik Lenin 2013 organizuje się w tym roku wyprawy. Serce roście. Nieco ponad miesiąc temu zorganizowaliśmy prezentację dla Rowerowego Lublina. Wieczór, klimatyczna atmosfera. Po opowieści pojawiło się pytanie - "co dalej?". 
W tym momencie mogę z pełną świadomością odpowiedzieć na to pytanie. 

Kahn Tengri od południa, źródło - sieć. 


Kirgistan to kraj niesamowity,  to kraj który wciąga. Nie użyję tu sformułowania, że to piękny kraj, bo z miast ma się ochotę czym prędzej uciekać. Niemniej, kiedy zagłębić się w jego walorach naturalnych, człowieka trudno stamtąd wyciągnąć. Kirgiskie góry, jakkolwiek niedostępne i dzikie przyciągają, zniewalają i pozostawiają niezapomniane wspomnienia. 
Pod Pikiem Lenina, siedząc kilkanaście dni wśród skał i lodu powtarzałem sobie, że to nie dla mnie, że taki typ podróży mi się nie podoba. Nie żartuję, kto był ze mną - potwierdzi. Jakkolwiek, po spędzeniu kilku dni w cywilizacji zacząłem za górami tęsknić. Jeszcze przed wyjazdem udało się zorganizować trekking w okolicach Issyk Kul, na pocieszenie i na zachętę. Tam już okrzepłem z myślami, że na jednym wyjeździe do Kirgistanu się nie skończy i za rok wrócę. Za pomysłem zaraz zawtórował mi Janusz i od tego czasu temat Kirgistanu prześladował nas nieustannie i pozostawał w cieniu wszystkich normalnych spraw. W listopadzie kupiliśmy już bilety, wraz z Marcinem - znajomym z klubu turystycznego, który nie dał rady wybrać się z nami rok temu - i teraz już pozostawało określić cel. 

Jako iż perspektywa kolejnych dwóch tygodni spędzonych w znajomej już okolicy Piku Lenina nie wzbudzała w nas emocji, pod lupę wzięliśmy zupełnie inny rejon Kirgistanu - góry Tien Shan, leżące w północno-wschodniej części kraju. Po długich rozmyślaniach za cel obraliśmy drugi pod względem wysokości szczyt położony w tamtym rejonie. Khan Tengri - Władca Dusz, czy "małe K2", jak kto woli. Kwestia jego wysokości szczytu jest dyskusyjna - 6995/7010 m, choć umownie wszyscy zaliczają go do siedmiotysięczników i jednocześnie za jeden ze szczytów "śnieżnej pantery". Uznaliśmy, że po doświadczeniach z Pikiem Lenina, dobrym treningu i przy odrobinie szczęścia, damy radę.



Niebawem po nowym roku w naszym gronie na powrót pojawił się Janek. Jak widać wypraw górskich się nie zapomina i coś jednak kusi aby wrócić w ten dziki rejon Azji. Syna marnotrawnego przyjęliśmy z otwartymi ramionami;) Od tego momentu przygotowanie ruszyły pełną parą. Kwestia nazwy wyprawy była tematem gorącej dyskusji, ale w końcu doszliśmy do wniosku że motywacja ma kluczowe znaczenie, więc We Khan do it! Kolejnymi szczebelkami w drabinie na szczyt zostały logo, strona facebooku i blog, który właśnie czytacie. Od tego momentu to tutaj na bieżąco będziemy starali się opisywać nasze przygotowania do wyjazdu oraz wszystkie perypetie z tym związane. Z czasem dowiecie się wszystkiego o górze, wyprawie i szczegółach które nas nurtują. Jak w poprzednim roku i "blogu" Pik Lenin 2013, mamy nadzieję, że w przyszłości nasze doświadczenia przydadzą się komuś, kto będzie chciał zorganizować podobne przedsięwzięcie.
Z tego miejsca, po raz kolejny dziękujemy wszystkim za ubiegłoroczne wsparcie. Bez Was wyprawa z pewnością by się nie powiodła. w tym roku ponownie liczymy na Waszą dobrą wolę. Zapraszamy wszystkich do częstego odwiedzania bloga i strony Facebook, przejawiania aktywności oraz przekazywania informacji o nas znajomym. Wszelkie zainteresowanie będzie dodatkowym motorem do wytężonej, zespołowej pracy. Razem damy radę!  We Kahn do it! 
Pozdrawiamy

Tomek
Janusz
Janek
Marcin



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz