niedziela, 27 kwietnia 2014

Dojazd i droga pod Khan Tengri

Dojazd i droga pod Khan Tengri


Dojazd do celu – Khan Tengri został podzielony na 2 główne etapy: samochodowy oraz pieszy, świadomie rezygnując z transportu śmigłowcem (dopuszczamy jednak powrót „nad chmurami” z pod szczytu do Bazy Mayda Adir).



Etap I
1. Bishkek – Karakol, 390km



2. Karakol – Baza Mayda Adir, 150 km




Etap II




1. Baza Mayda Adir (2600 m n.p.m.) – obóz w dolinie Inlychek (2770m)
Ścieżka wzdłuż rzeki o długości 19km, deniwelacja 460m, średnie nachylenie trasy 3,5%
2. Obóz w dolinie Inlychek (2770m) – czoło lodowca (2950m)
Ścieżka po morenie lodowcowej o długości 19km, deniwelacja 270m, średnie nachylenie trasy wynosi 2%
3. Czoło lodowca (2950m) – jezioro Merzbahera (3520m)
Marsz po lodowcu o długości 19km, deniwelacja 885m, średnie nachylenie trasy wynosi 6%
4. Jezioro Merzbahera (3520m) – Base Camp (4070m)
Marsz po lodowcu o długości 22km, deniwelacja 980m,  średnie nachylenie trasy wynosi 4%


Etapy samochodowe (Biszkek - Mmyda Adir) planujemy pokonać w ciągu dwóch dni, z przerwą na nocleg w Karakol. Trekking do Base Camp zajmie 4-5 dni marszu.


niedziela, 20 kwietnia 2014

Trudne wyprawy początki

Trudne wyprawy początki

Jak wspomniałem w poprzednim temacie, pierwotnie w bilety lotnicze do Biszkeku zaopatrzyliśmy się już początkiem listopada. Gdy Ukraine International Airlines wypuściły partię tanich biletów, bez zwłoki zakupiliśmy trzy, z super ceną 1278 zł od osoby w obie strony. Termin wyprawy ustalony został tym samym na 19.07.-10.08.2014. Biorąc pod uwagę wylot z Warszawy i cenę niemal 500 zł niższą niż przed rokiem, każdy z nas był bardzo zadowolony...

Okres radości związany z dobrym zakupem skończył się jednak ponad tydzień temu. Gdy któregoś wieczoru przypadkowo przeglądając pewne forum x natknąłem się na niebanalną informację, po której przeczytaniu wiedziałem, że będą problemy. Mianowicie, jeden z użytkowników napisał iż otrzymał zwrot pieniędzy za bilet relacji Warszawa - Biszkek- Warszawa, który planował zrealizować w czerwcu. Co więcej - miał lecieć liniami Ukraine International Airlines (tak jak my) i twierdził, że całe połączenie na tym kierunku zostało zlikwidowane. Kilka chwil później szukałem już na stronie przewoźnika i faktycznie - relacji Warszawa-Biszkek nie było w ogóle w wyszukiwarce tegoż przewoźnika.
Poza czarnymi myślami w głowie wytworzyła się niepokojąca sytuacja z paradoksalnym faktem, że nasz pośrednik - Empik Travel o takim fakcie w ogóle nas nie poinformował.

Następnego dnia od rana kontaktowaliśmy się z pośrednikiem, który potwierdził informację o likwidacji połączenia, ale i gwarantował zwrot pieniędzy za bilet. Wierząc tej deklaracji mogliśmy przystąpić do niezwłocznych poszukiwań nowych biletów do Biszkeku. Za sugestią znajomego spojrzałem na przeloty z Berlina, które okazały się w tym momencie najtańszym rozwiązaniem. Ceny kształtowały się w okolicy 1400 zł, więc w granicach rozsądku. Powziąwszy decyzję o zakupie i kontakcie telefonicznym z chłopakami, znalazły się osoby które zakupiły dla nas (tym razem wszystkie cztery) bilety. Cena niestety okazał się sporo wyższa, bo ostatecznie po doliczeniu prowizji i przewalutowaniu skończyło się na cenie 1560 zł za osobę.

Teoretycznie to optymalne rozwiązanie, ale biorąc pod uwagę, że parę dni temu byliśmy posiadaczami biletów prawie 300 zł tańszych, zadowoleni zbytnio nie jesteśmy. Do tej ceny będzie jeszcze trzeba doliczyć dojazd do Berlina, czyli polowanie na bilety Polskiego Busa, obsługującego ten kierunek.
Pegasus Airlines, z którym będziemy lecieć, ma również pewne ograniczenia bagażu. Zamiast 32 kg , będzie to niestety tylko 28 kg sumy bagażu podręcznego i głównego. Jak się pomieścimy - dylemat do rozwikłania.

Niemniej jednak mamy bilety - to fakt i fundament wyprawy. Do tego minimalnie zmieniliśmy termin - 20 lipiec - 13 sierpień. Tym samym pobyt w Kirgistanie zwiększy się do 24 dni, co zapewni nam rezerwę czasową na akcję górską. No i wreszcie każdy z nas ma bilet, lecimy w jednym terminie i obędzie się bez konieczności dzielenia na grupy, wzajemnego oczekiwania czy gonienia.
Poza tym pośrednik oddał pieniądze. Błyskawicznie, a ponad to bez potrąceń.

Tymczasem trwają walki o pozyskanie patronów medialnych, honorowych i wsparcia technicznego. Powoli zaczynamy ogarniać temat i precyzować nasze plany i zamierzenia. Poczyniliśmy już kilka głównych ruchów, ale większość pracy przed nami.
Dalsze wieści na bieżąco.
Hej!

czwartek, 10 kwietnia 2014

We Khan do it!

We Khan do it!
Pomimo upływu miesięcy, echa wyprawy "Pik Lenin 2013" jeszcze się odzywają. Ktoś potrzebuje informacji a propos sprzętu, inny pyta o warunki wejścia na szczyt, kolejny chciałby wiedzieć coś o Kirgistanie. Od jednego ze znajomych dowiedziałem się, że na podstawie naszego bloga Pik Lenin 2013 organizuje się w tym roku wyprawy. Serce roście. Nieco ponad miesiąc temu zorganizowaliśmy prezentację dla Rowerowego Lublina. Wieczór, klimatyczna atmosfera. Po opowieści pojawiło się pytanie - "co dalej?". 
W tym momencie mogę z pełną świadomością odpowiedzieć na to pytanie. 

Kahn Tengri od południa, źródło - sieć. 


Kirgistan to kraj niesamowity,  to kraj który wciąga. Nie użyję tu sformułowania, że to piękny kraj, bo z miast ma się ochotę czym prędzej uciekać. Niemniej, kiedy zagłębić się w jego walorach naturalnych, człowieka trudno stamtąd wyciągnąć. Kirgiskie góry, jakkolwiek niedostępne i dzikie przyciągają, zniewalają i pozostawiają niezapomniane wspomnienia. 
Pod Pikiem Lenina, siedząc kilkanaście dni wśród skał i lodu powtarzałem sobie, że to nie dla mnie, że taki typ podróży mi się nie podoba. Nie żartuję, kto był ze mną - potwierdzi. Jakkolwiek, po spędzeniu kilku dni w cywilizacji zacząłem za górami tęsknić. Jeszcze przed wyjazdem udało się zorganizować trekking w okolicach Issyk Kul, na pocieszenie i na zachętę. Tam już okrzepłem z myślami, że na jednym wyjeździe do Kirgistanu się nie skończy i za rok wrócę. Za pomysłem zaraz zawtórował mi Janusz i od tego czasu temat Kirgistanu prześladował nas nieustannie i pozostawał w cieniu wszystkich normalnych spraw. W listopadzie kupiliśmy już bilety, wraz z Marcinem - znajomym z klubu turystycznego, który nie dał rady wybrać się z nami rok temu - i teraz już pozostawało określić cel. 

Jako iż perspektywa kolejnych dwóch tygodni spędzonych w znajomej już okolicy Piku Lenina nie wzbudzała w nas emocji, pod lupę wzięliśmy zupełnie inny rejon Kirgistanu - góry Tien Shan, leżące w północno-wschodniej części kraju. Po długich rozmyślaniach za cel obraliśmy drugi pod względem wysokości szczyt położony w tamtym rejonie. Khan Tengri - Władca Dusz, czy "małe K2", jak kto woli. Kwestia jego wysokości szczytu jest dyskusyjna - 6995/7010 m, choć umownie wszyscy zaliczają go do siedmiotysięczników i jednocześnie za jeden ze szczytów "śnieżnej pantery". Uznaliśmy, że po doświadczeniach z Pikiem Lenina, dobrym treningu i przy odrobinie szczęścia, damy radę.



Niebawem po nowym roku w naszym gronie na powrót pojawił się Janek. Jak widać wypraw górskich się nie zapomina i coś jednak kusi aby wrócić w ten dziki rejon Azji. Syna marnotrawnego przyjęliśmy z otwartymi ramionami;) Od tego momentu przygotowanie ruszyły pełną parą. Kwestia nazwy wyprawy była tematem gorącej dyskusji, ale w końcu doszliśmy do wniosku że motywacja ma kluczowe znaczenie, więc We Khan do it! Kolejnymi szczebelkami w drabinie na szczyt zostały logo, strona facebooku i blog, który właśnie czytacie. Od tego momentu to tutaj na bieżąco będziemy starali się opisywać nasze przygotowania do wyjazdu oraz wszystkie perypetie z tym związane. Z czasem dowiecie się wszystkiego o górze, wyprawie i szczegółach które nas nurtują. Jak w poprzednim roku i "blogu" Pik Lenin 2013, mamy nadzieję, że w przyszłości nasze doświadczenia przydadzą się komuś, kto będzie chciał zorganizować podobne przedsięwzięcie.
Z tego miejsca, po raz kolejny dziękujemy wszystkim za ubiegłoroczne wsparcie. Bez Was wyprawa z pewnością by się nie powiodła. w tym roku ponownie liczymy na Waszą dobrą wolę. Zapraszamy wszystkich do częstego odwiedzania bloga i strony Facebook, przejawiania aktywności oraz przekazywania informacji o nas znajomym. Wszelkie zainteresowanie będzie dodatkowym motorem do wytężonej, zespołowej pracy. Razem damy radę!  We Kahn do it! 
Pozdrawiamy

Tomek
Janusz
Janek
Marcin